Wielkie zdumienie wśród prabuckich samorządowców wywołało pismo, które pod koniec stycznia nadesłało PKP PLK. Sprawa dotyczyła zamknięcia kładki nad torami, która łączy tzw. prabuckie Zatorze z pozostałą częścią miasta. W wyniku oględzin, jakich dokonali wcześniej pracownicy kolei stwierdzono, że kładka stwarza zagrożenie dla korzystających z niej osób. Szklane marki zamocowane na podporach, pojawiające się pęknięcia i rysy, według ekspertów z PKP PLK stanowiły zagrożenie dla ludzi.
PKP PLK nie dotrzymała ustaleń
Decyzja o zamknięciu kładki i tym samym rozpoczęciu jej demontażu związana była z trwającymi cały czas pracami nad modernizacją linii kolejowej E 65. Od dnia, w którym owo pismo trafiło do Prabut upłynęło nieco czasu, a mieszkańcy nadal mogą korzystać z przejścia nad torami. Z takiego obrotu sprawy radości nie ukrywa burmistrz Bogdan Pawłowski. Uważa, że skutek przyniósł apel do wicepremier Elżbiety Bieńkowskiej oraz poinformowanie posłów i europosłów, iż PKP PLK nie dotrzymała wcześniejszych ustaleń. Burmistrz podkreśla jednak, że przedstawiciele kolei nie poinformowali miasta o jakikolwiek decyzjach.
Chcą przejścia pod torami
-Uważam, że nasz apel, wsparcie europosłów i parlamentarzystów odniósł oczekiwany skutek. Kładka miała przecież zostać natychmiast zamknięta, a do dziś mieszkańcy osiedla za torami mogą swobodnie po niej przechodzić. Do tej pory ze strony PKP PLK nie otrzymaliśmy żadnej informacji, żadnego pisma co dalej z kładką. Jedyne pismo, które jest w naszym urzędzie to informujące nas o natychmiastowym zamknięciu przejścia ze względu na pojawiające się pęknięcia. Cały czas czekamy na jakąkolwiek informację ze strony zarządzających koleją. Chcielibyśmy, aby PKP PLK utrzymało w mocy to porozumienie, które podpisaliśmy z nimi w ubiegłym roku. Zakładało ono, że kładka zostanie rozebrana wówczas, gdy inwestor wybuduje przejście podziemne pod torami – informuje Bogdan Pawłowski.
Napisz komentarz
Komentarze